Alchemia scenariusza filmowego

Spis treści
Alchemia scenariusza filmowego
Co to jest scenariusz
Pomysł - czyli natchnienie...
Postacie - czyli podstawa...
Cel i zadanie
Konstrukcja trzyaktowa
Nieoczekiwane punkty zwrotne
Od przodu czy od tyłu
Konwencja - czyli nie wiadomo co...
Synopsis - czyli piguła...
Format
Komputer - czyli najlepszy przyjaciel
Źródła
Wszystkie strony

Dzięki uprzejmości autora, pana Piotra Wereśniaka oraz miesięcznika "FILM", mam przyjemnosić zaprosić wszystkich do lektury sieciowej wersji broszury "Alchemia scenariusza filmowego, czyli nieznośny ból dupy". Ta sampatyczna i wielce pożyteczna książeczka została zamieszczona jako specjalny dodatek do numeru 5/2000 "FILMU".

Krótko o autorze: Piotr Wereśniak, urodzony w 1969 r., absolwent Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i Wydziału Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego.
Scenarzysta i reżyser. W 1992 roku zdobył nagrodę specjalną "Filmu" na ogólnopolskim konkursie na pomysł filmowy, zorganizowanym przez Agencję Scenariuszową. Autor paruset scenariuszy do filmów reklamowych, reklam radiowych i prasowych. W 1995 rok jego scenariusz "Zanim przyjdzie zima" zdobył główną nagrodę na ogólnopolskim konkursie "Nowy Scenariusz". Scenariusz ten pod tytułem "To ja, złodziej" zrealizowany został przez Jacka Bromskiego. Ma na swoim koncie reżyserię scenariusze do m.in. do filmów fabularnych i seriali: KILER, ZŁOTOPOLSCY, NA DOBRE I NA ZŁE, M JAK MIŁOŚĆ, PAN TADEUSZ, ZAKOCHANI, STACJA, ZRÓBMY SOBIE WNUKA, AGENTKI, NIE KŁAM KOCHANIE i innych. Informacje na podstawie danych z Bazy filmu polskiego

 

"Alchemia scenariusza filmowego, czyli nieznośny ból dupy"

Dlaczego właśnie ja - czyli mądrala...

weresniakNapisałem w życiu kilka scenariuszy filmów fabularnych, kilka odcinków popularnej telenoweli, ponad setkę reklam, wyreżyserowałem fabule i serial. Po drodze dostałem kilka liczących się nagród za scenariusze. To wszystko. Jedni twierdzą, że jak na trzydziestolatka to dużo -ja twierdze, że mogłoby być więcej.

Dlaczego FILM "tak bardzo się pomylił" i zlecił mi napisanie tej szacownej broszurki? Nie mam pojęcia. Ale postaram się naprawić błąd FILMU i podzielić się z wami moją niewiedzą na temat alchemii, którą niewprawieni zwą scenariopisarstwem. Może nie uda mi się was niczego nauczyć, ale postaram się was przynajmniej trochę rozerwać. Jeśli nie macie zamiaru brać się za pisanie scenariuszy - nie szkodzi. Dzięki tej broszurce można zaoszczędzić sporo kaski. Wystarczy przeczytać, przemyśleć i zadać kilka prostych pytań kumplowi, który wiośnie wrócił z kina. W zależności, jak odpowie, iść na film, na którym był, albo go olać. Nie ma sensu wydawać kasy na słabe filmy. Ja tak robię od dawna i działa...

 

Co to jest "dobry scenariusz" - czyli niemożliwe...

Dobry scenariusz to taki, z którego powstał dobry film. Proste, ale nie do końca. Zależność jest taka: z dobrego scenariusza można zrobić film dobry albo film zły. Ze złego scenariusza nie można zrobić filmu dobrego. Niemożliwe. I niestety sprawdzone wielokrotnie.

Dobra... ale jak ocenić scenariusz, z którego nie zrobiono jeszcze filmu? Jak ocenić sam scenariusz? Metody są różne - ja polecam swoją. Po pierwsze, scenariusz trzeba przeczytać. Jak jest nudny - kosz. Jak nie zaśmialiśmy się ani razu - kosz. Jak nie zakochaliśmy się w żadnej z postaci - kosz. Jak nie zostaliśmy ani razu zaskoczeni - kosz. Jak mieliśmy wrażenie, że to wszystko gdzieś już było - kosz. Jak nie nauczyliśmy się czegoś ważnego i mądrego - kosz. Nie muszę dodawać, że podczas czytania kosz powinien być pod ręką. Miejsce złych scenariuszy jest w koszu na śmieci. Szkoda na nie prądu.

Moja metoda jest oczywiście skrajnie subiektywna, ale, jak wiadomo, nie ma obiektywnych sposobów na ocenę - przepraszam za wyrażenie - twórczości artystycznej. Obiektywnie można zmierzyć komuś czas na setkę (Einstein byłby pewnie innego zdania) - dzieła sztuki, niestety, zmierzyć się nie da.

No właśnie, a jak to właściwie jest z tą sztuką?

 

Artyści kontra Rzemieślnicy - czyli mordobicie permanentne...

Krew mnie zalewa, gdy ktoś mówi o sobie, że jest artystą. Nie mam pojęcia dlaczego. To reakcja zupełnie emocjonalna i irracjonalna. To chyba Herbert powiedział kiedyś, że artystą się nie jest, tylko się nim bywa. I to jest, jak sądzę, słuszna koncepcja.

Dlatego, jeśli chcesz pisać dla filmu i uważasz się za artystę, wywal tę broszurkę, podepcz ją i podpal, odetnij się od niej w swoim artystycznym manifeście, patrz w gwiazdy i pisz, pisz, pisz...

Niestety, pisanie scenariuszy to umiejętność w dużej mierze rzemieślnicza. Trzeba mieć warsztat, wiedzę, pasję, cierpliwość i natchnienie (tak - natchnienie na końcu). Jest to, niestety, tak jak z krzesłem - najlepiej się siedzi na krześle od dobrego stolarza. Spróbuj usiąść na krześle z awangardowej galerii, to doświadczysz tego, o czym mówię.

A dlaczego o tym mówię? Dlaczego zabieram głos w odwiecznym sporze między artystami i rzemieślnikami?

Otóż robię to w imię pokory. Pisanie dla filmu wymaga pokory. Pokory przed historią, którą chcemy opowiedzieć, pokory przed niezliczoną ilością sposobów opowiedzenia tej historii, pokory przed widzem, któremu każemy płacić za dwugodzinny pobyt w ciemnej sali i pokory przed Palcem Bożym, który albo nas dotknie i da nam natchnienie, albo nie.

Kino fabularne jest opowiadaniem historii. Czasami bywa sztuką, zazwyczaj bywa rozrywką. Najgorzej, gdy stara się być sztuką, a jest po prostu nudą. Wszędzie może być nudno, ale nie w kinie. Nuda w kinie to katastrofa.

I od tego właśnie jest scenarzysta-rzemieślnik - od tego, żeby nie było nudno.